Obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami. Słyszałam, jak ktoś pijanym krokiem przemieszcza się po parterze: najpierw po przedpokoju, potem w kuchni, a następnie usłyszałam, że wspina się po schodach. W duchu modliłam się, żeby nie przyszło mu do głowy zapukać do mojego pokoju. Bo w tej sytuacji "zapukać" znaczy tyle, co wywalić drzwi razem z zawiasami. Tym razem miałam szczęście. Ojciec był zbyt najebany, żeby o mnie pomyśleć. Usłyszałam, że kieruje się w stronę sypialni, po czym zatrzaskuje drzwi i już ledwie dosłyszalny dźwięk, jakby padał na łóżko. Spojrzałam na komórkę, dochodziła ósma. Odczekałam chwilę, aż zaśnie i wstałam, po cichu zaczynając zbierać się do szkoły.
Zeszłam po schodach na palcach i poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie. Wyjrzałam przez okno- w duchu dziękowałam Bogu, że było dziś chłodno, bo mogłam spokojnie założyć długi rękaw i dżinsy, żeby nikt nie zauważył moich ran. Rozpuściłam włosy, gdyby przypadkiem zsunęła mi się bluzka i widać by było szramę na karku. Zjadłam, założyłam moje Nike i kurtkę, przewiesiłam torbę przez ramię i wyszłam na zewnątrz.
Podjęłam decyzję.
Ruszyłam do szkoły z odrobinę lepszym nastawieniem.
W szkole byłam nieobecna. Cały czas myślałam o tym, co zamierzałam zrobić. Szłam przez korytarz, rozważając jeszcze raz wszystkie "za" i "przeciw" pomimo, że już przecież podjęłam decyzję. Zamyślona nie zwracałam w ogóle uwagi, jak idę, więc oczywiście w pewnym momencie poczułam dość silny wstrząs, po czym pstryknięcie palcami.
-Hej, obudz się - usłyszałam czyjś głos. Na pewno męski; nie wyczułam w nim gniewu, zniecierpliwienia i tym podobnych, tylko życzliwość.
-Aa, przepraszam - bąknęłam i już chciałam wyminąć osobę, na która wpadłam, ale następne zdanie sprawiło, że musiałam zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć.
-Jestem Carol - uśmiechnął się chłopak. - A ty?
Jest dość wysokim, dobrze zbudowanym blondynem, o jasnej cerze, miłym uśmiechu i niebieskich oczach. Jest przyjstojny, temu nie mogę zaprzeczyć.
-Isabelle- odparłam, uśmiechając się blado. -Przepraszam cię, ale się spieszę. Na razie.
Uśmiechnęłam się na pożegnanie i ruszyłam szybkim krokiem w stronę windy. Przeszłam parę metrów, skręciłam w boczny korytarz i na samym jego końcu znów chciałam skręcić, lecz poczułam jakąś dłoń na swoim ramieniu.
-Isabelle - szepnął Carol. Zupełnie się tego nie spodziewałam i miałam ochotę wejść w końcu do tej windy, ale opanowałam się i odparłam jak najmilej umiałam:
-Tak?
-Masz dzisiaj jakieś plany na wieczór? - zapytał.
No, no, tego się nie spodziewałam. Przeanalizowałam wszystko, co musiałam dzisiaj zrobić i nawet jeśli bym chciała, nie mógłam się z nim spotkać.
-Przykro mi, ale dzisiaj cały dzień jestem zajęta... -Odparłam po chwili, udając smutek. Nie miałam ochoty iść na żadne spotkanie.
-Ahh, szkoda. Może innym razem.
-Może... - nie chciałam tego, ale zabrzmiało to tak jakoś smutno i nienaturalnie, jakbym cały czas myślała o czymś podczas tej rozmowy. Bo tak naprawdę nie ma żadnego "może", nie będzie żadnego spotkania "innym razem". Sama nie wiem, co tak naprawdę będzie. Wiem tylko, że muszę uciec.
-To... - Chłopak zawahał się przez chwilę. - Może dam ci swój numer? Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń.
-Okej -odparłam niepewnie. Trochę było mi żal Carola. Ale przecież nie mogę mu obiecać czegoś co jest niemożliwe tylko po to, żeby z jego twarzy zniknął smtek. Jestem osobą wrażliwą i nie lubię, gdy ludzie są smutni i cierpią, mimo że sama jestem krzywdzona. Może nie chcę żeby ktoś kogoś ranił dlatego, bo sama wiem jaki to ból? Chyba dlatego... ."Weź się w garść", pomyślałam. Wymieniliśmy się numerami, po czym pożegnałam się z nim i wsiadłam do windy. Nacisnęłam guziczek i czekałam, aż znajdę się na trzecim piętrze. W końcu winda zatrzymała się, a ja wysiadłam. Nagle usłyszałam jakiś głos:
-Hej, Isa, poczekaj!
Obróciłam się w stronę z której słyszałam prośbę i zobaczyłam Samanthę. Była zdyszana, trochę spocona, miała zgięty tułów i podpierała się rękami o kolana. Uniosła jedną do góry i powtórzyła:
-Zaczekaj.
Poczekałam więc, aż do mnie dojdzie i złapie oddech. Najwyraźniej biegła po schodach podczas gdy ja jechałam sobie spokojnie w windzie.
-Nie było by wygodniej w windzie? - Zaśmiałam się.
-Ohh, no bo zanim zdążyłam dobiec do windy to się już zamknęła więc pobiegłam schodami -wydyszała.
-Więc co sprawiło że podjęłaś taki wysiłek? - Uśmiechnęłam się znowu. Lubię Sam. Jest miłą brunetką o ślicznej karnacji, której zazdroszczą jej wszystkie dziewczyny w szkole. Ma śliczne małe usteczka i ładne, czekoladowe oczy. Nie maluje się w ogóle, więc wdzięku dodaje jej naturalny, dziewczęcy wygląd.
-Widziałam, że rozmawiasz z Carolem i wydawał się jakiś smutny, więc teraz chciałabym się dowiedzieć, o czym była rozmowa- odparła jednym tchem.
-Hmm... Chodź, pójdźmy już pod klasę- powiedziałam.
-No więc?- zagaiła znowu Sammie, gdy spacerowałyśmy po korytarzu, kierując się w stronę klasy od biologii.
-No... Carol chciał się dzisiaj ze mną umówić na wieczór. - wreszcie to powiedziałam. Nie jestem typem dziewczyny, które strasznie podekscytowane lecą i rozpowiadają każdemu z kim się umówiły, żeby tylko się pochwalić jakie to one mają "branie"...
-Aaaaa! - Zapiszczała radośnie Sam. -I co? Zgodziłaś się? - zapytała z nadzieją w głosie.
-Nie.
-Jak to!? Carol jest jednym z najprzystojnieszych chłopaków w szkole i zaprosił cię na randkę, a ty tak po prostu mu odmówiłaś? - odparła niedowierzając, kładąc nacisk na "tak po prostu". Zatrzymałam się i stanęłam naprzeciw niej.
-Sammie, posłuchaj. Mam dziś do załatwienia kilka naprawdę ważnych spraw i nie mam głowy do randek, tym bardziej po wczorajszym dniu... więc proszę cię, daj spokój i skończmy temat, hm?
Ups. Wyrwało mi się... Teraz Sam będzie się dopytywać, co się wczoraj takiego wydarzyło.
-Aa... Co po wczorajszym dniu? Coś się stało? - tak. Stało się. Ojciec znowu mnie bił. Ale zamiast tego powiedziałam tylko:
-Ahh, nic. Po prostu ciężki dzień. Wiesz, nie mam ochoty o tym rozmawiać, okej?
-Jasne. Ale pamiętaj, że jeśli masz jakieś kłopoty, zawsze możesz na mnie liczyć; pomogę ci, chociażby rozmową - uśmiechnęła się.
Zrobiło mi się tak jakoś miło. Bo tak naprawdę nie miałam przyjaciół, z którymi mogłabym szczerze porozmawiać, którzy wsparli by mnie w ciężkich chwilach; miałam tylko znajomych, z którymi rozmawiałam o jakichś błachostkach. Wtedy, gdy ojciec zaczął pić, uznałam że nie chcę nikogo mieszać w moje życie prywatne ani obarczać kogokolwiek moimi problemami. Po prostu starałam radzić sobie z tym wszystkim sama, ale też byłam mało ufna, odkąd ojciec tak diametralnie się zmienił. Moje życie wywróciło się wtedy do góry nogami i chciałam być sama. Przez pewien okres czasu z nikim nie rozmawiałam, cały czas byłam smutna i przygnębiona, nauczyciele się martwili... Ale jaka miałam być, kiedy mój własny ojciec się mnie wyparł, nienawidził mnie, odrzucił tak nagle, a ja nie wiedziałam, dlaczego. To był okropny cios i po tym przyzwyczaiłam się już do samotności. Od tej pory też cały czas grałam. Udawałam, że wszystko jest już okej i nie ma się czym martwić, a tamto to było tylko przejściowe; że prawie każdy nastolatek tak ma. Zaskakujące, bo wszyscy mi wierzyli.
Zadzwonił dzwonek. To była moja ostatnia lekcja- dzisiaj, i już w ogóle. Zamierzałam od razu zacząć realizację mojego planu, więc szybko wybiegłam z klasy, żegnając się z Samanthą. Zjechałam windą na parter, skierowałam się do szatni, po czym szybko założyłam kurtkę i buty i przerzucając torbę przez ramię, wyszłam ze szkoły.
fajnie się zapowiada...nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i jak Justin wkroczy !! chyba się zakochałam <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie ---------> http://onelesslonlygirl69.blogspot.com/