wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział trzeci

Szybkim krokiem skierowałam się w stronę banku. Musiałam sprawdzić, czy ciocia przysłała mi już pieniądze- inaczej mój plan nie wypali.
Moja ciocia razem w wujkiem mieszkają w Kanadzie, w Toronto. Są bardzo bogaci i po śmierci mojej mamy zaczęli przysyłać mi pieniądze na konto, które również oni mi otwarli. Tylko tak mogli mnie wspomóc, ponieważ nie było możliwości abym z nimi zamieszkała; oboje są cały czas w rozjazdach i nie mieliby czasu załatwiać mi nowej szkoły itd. Pieniądze te bardzo mi pomagały, bo dzięki nim nie głodowałam i mógłam ubrać się normalnie. Większość moich znajomych wiedziała, że mój ojciec jest pijakiem, ale żaden z nich nie wiedział, co się dzieje kiedy zastaje mnie w domu. Żaden nie wiedział, jakie piekło przeżywam prawie codziennie. Nigdy nikomu się nie przyznałam, a siniaki zakrywałam podkładem lub wmawiałam standardowe teksty, jakie chłopcy próbują wcisnąć matkom, gdy się bili. Nikomu nawet nie przeszło przez głowę, że może być inaczej i że siniak na policzku nie jest od tego, że spadłam w nocy z łóżka.

Stanęłam w kolejce do kasy. Przede mną stały jeszcze trzy osoby, więc spokojnie miałam czas na wyjęcie dokumentów. Kiedy w końcu nadeszła moja kolej, trochę zdenerwowana poprosiłam o przekazanie mi informacji o stanie mojego konta i podałam jego dane. Na szczęście! Okazało się, że ciocia wysłała już pieniądze i mógłam być już bardziej spokojna. Poprosiłam kobietę o wypłacenie mi sumy tysiąca ośmiuset dolarów. Ciocia przysyła mi po 1500$ miesięcznie, lecz zostało mi jeszcze trochę pieniędzy, które zaoszczędziłam. Na koncie zostało mi jeszcze 300$, których postanowiłam nie wypłacać teraz. Stwierdziłam, że potem mogą mi się bardzo przydać.
Wyszłam z banku zadowolona, z pieniędzmi w torebce i ruszyłam w stronę domu. Spojrzałam na zegarek- jest za dwadzieścia szósta. Szłam powoli. Wolałam mieć pewność, że ojca nie będzie w domu. Niespodziewanie zobaczyłam go, jak idzie w stronę monopolowego. Aż dziw, bo nie był tak pijany jak zwykle. Schowałam się za drzewem, żeby mnie nie dostrzegł i poczekałam aż wejdzie do sklepu. Gdy już zatrzasnęły się za nim drzwi, ruszyłam truchtem i szybko skręciłam w lewo. Do domu zostało mi jeszcze pięćset metrów, więc wyjęłam słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Nie musiałam się obawiać, że ojciec zawróci w stronę domu- zawsze o tej porze idzie się gdzieś nachlać z "kolegami". Włączyłam ulubioną piosenkę i poprawiając torebkę na ramieniu, przyspieszyłam kroku. Obejrzałam się jeszcze raz za siebie i już spokojna, odpłynęłam do swojego świata marzeń.

Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Byłam sama w domu. Od razu skierowałam się do swojego pokoju, by odnieść torebkę, po czym wróciłam na dół, do kuchni, żeby zrobić sobie kolację.
W pokoju zamknęłam się na klucz i usiadłam na łóżku, jedząc grzanki z nutellą i popijając sokiem. Gdy skończyłam, otarłam usta i rozejrzałam się po moim pokoju, który za parę godzin miałam opuścić na zawsze. Przebiegłam wzrokiem po ścianach; dwie naprzeciwległe były fioletowe, przy jednej z nich stało moje łóżko i mała, biała toaletka. Na drugiej znajdowała się duża, rzeźbiona szafa. Jedną z dwóch kremowych ścian zdobiły zdjęcia: moje, mojej mamy i taty, zanim nie stał się alkoholikiem. Na naprzeciwległej było biurko, a przy nim krzesło obrotowe. W końcu wstałam z łóżka, wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam się pakować. Najpotrzebniejsze ubrania, kosmetyczka o zmniejszonej zawartości, apteczka i jakieś inne, przydatne rzeczy. W końcu otworzyłam szufladę mojego biurka, w której znajdowało się zdjęcie moje i mojej mamy. Było zrobione dwa miesiące przed śmiercią mamy i jest to moje ostatnie zdjęcie z nią.
Mama zmarła na raka. Jakiś czas po tym, jak ojciec zaczął pić, u mamy zdiagnozowano nowotwór. Na badania jeździłam z nią ja; to był najtrudniejszy okres w moim życiu: walka o przeżycie mamy i stale pijany tata wyrzeźbiły trwały ślad w mojej psychice jeszcze wtedy dziecka. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Mama bardzo źle się poczuła, mówiła że strasznie jej duszno i że kłuje ją w piersi. Wystraszyłam się wtedy strasznie, bo w jedym momencie mama zrobiła się bardzo blada, zupełnie jakby krew nie dopływała do jej twarzy. Trochę wtedy spanikowałam i nie wiedziałam co robić, dałam mamie jakieś tabletki o które prosiła, a które przepisał jej lekarz, i powiedziała że czuje się lepiej. W końcu całkiem jej przeszło, a ja się uspokoiłam. Ale tydzień później mama poczuła znów to samo, tylko że ze zdwojoną siłą. Postarałam się opanować i zadzwoniłam na pogotowie, bo tabletki nie pomagały. Ratownicy znaleźli się u nas w ciągu 10 minut. Zabrali mamę do karetki, a ja musiałam zostać w domu bo nie mógłam jej towarzyszyć w ambulansie. Szybko postanowiłam poprosić o pomoc sąsiada, który zgodził się odwieść mnie do szpitala. Zostałam tam wtedy na noc. Nie zmrużyłam oka. Co chwilę się uspokajałam i płakałam, na zmianę. W końcu głowa bolała mnie tak bardzo, że zasnęłam na ławce w korytarzu. Obudził mnie jakiś lekarz i zapytał, czy jestem sama i na kogo czekam. Potem ja zapytałam, co z mamą. I wtedy przeżyłam wstrząs: dowiedziałam się, że mama ma raka serca. Później, że zostało jej około siedmiu miesięcy życia. Prosiłam, żeby wpuszczono mnie do niej, ale nie chcieli się zgodzić. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do recepcji, tam pani poczestowała mnie czymś, a ja przez cały czas płakałam. Nie mógłam znieść myśli, że za parę miesięcy mamy już nie będzie i że będę musiała żyć z ojcem.
Podczas choroby mamy ojciec starał się mniej pić, ale po jej śmierci nie wytrzymał. Podczas pogrzebu i tydzień później, gdy przyszedł ktoś z opieki sprawdzić, jak sobie radzimy, ojciec był trzeźwy. Był, dopóki opieka przestała się nami interesować i do tej pory nie zjawili się ani raz. Nawet jeśli by przyszli, to i tak nic by to nie zmieniło. W każdym razie ja po pogrzebie mamy zupełnie straciłam chęć życia i unikałam jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Wtedy nie musiałam udawać- wszyscy wiedzieli, że zmarła moja mama i że nie mogę sobie z tym poradzić. Przez pewien czas chodziłam do psychologa szkolnego, ale gdy zaczęła mnie wypytywać, jak radzimy sobie z ojcem, przestałam do niej chodzić.

Przejechałam palcem po ramce zdjęcia i je pocałowałam.
-Tęsknię mamusiu - wyszeptałam. Przyłożyłam zdjęcie do serca po czym schowałam je do walizki. Musiałam zrobić jeszcze tylko jedno.
Przekręciłam klucz w drzwiach, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę sypialni. Weszłam tam po cichu, nie zamykając za sobą drzwi by słyszeć, gdyby ojciec wrócił. Zaczęłam otwierać wszystkie szuflady. Gdzieś to przecież musi być! Powyjmowałam różne papiery i zaczęłam przeglądać koperty. Nagle zauważyłam trochę wyblakły napis który widniał na jednej z nich:
"Do mojej córki"
Byłam ciekawa co to było. Otworzyłam zapieczętowaną kopertę i od razu rozpoznałam pismo mamy. Zaczęłam czytać.
                        Kochana Isabelle!
Przed śmiercią chciałabym ci coś wyjaśnić, ale nie mam już siły, żeby powiedzieć ci to ustnie.
Hmm... Nie wiem jak zacząć. Pamiętasz może ten dzień, w którym strasznie się z tatusiem pokłóciłam?

Tak, pamiętam. I to nawet za dobrze. Czytałam dalej:

Zastanawiałaś się pewnie, o co... Nie miałam nigdy odwagi ci tego powiedzieć, a teraz nie zostało mi nic innego niż napisanie listu.
Dwa lata przed Twoimi narodzinami poznałam na wyjeździe pewnego mężczyznę. Od razu znaleźliśmy wspólny język. W końcu zaczęłam mu się zwierzać z moich problemów. Świetnie mnie rozumiał, przy nim czułam się kochana i potrzebna.

Nie rozumiem. To przy tacie tak się nie czuła? Przecież byli szczęśliwym małżeństwem...

Pewnego razu doszło do czegoś więcej... Nie chciałam tego, bo kochałam Twojego tatę, ale to stało się tak nieoczekiwanie, pod wpływem emocji... Wróciłam z tego wyjazdu, nie powiedziałam ojcu, że miałam romans. Jakiś czas później okazało się, że jestem w ciąży. Tata myślał, że to jego dziecko, a ja postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu... I kiedy po trzynastu latach Twój tata dowiedział się, że nie jesteś jego dzieckiem, które kochał, pielęgnował i o które dbał, nie mógł się z tym pogodzić. Znienawidził i mnie, i ciebie. To dlatego zaczął pić...
Proszę cię córeczko, nie miej mi tego za złe. Mam nadzieję, że mi wybaczysz...
                                                          Mama

Przeczytałam ten list jeszcze parę razy. Nadal nie mógłam uwierzyć w to, co tam było napisane. To jakiś żart, prawda? ... Po policzkach spłynęły mi słone łzy. Poczułam się jakaś zdradzona, oszukana... Ciężko było mi się z tym pogodzić. Zwłaszcza teraz, gdy postanowiłam uciec. Przez 17 lat żyć w nieświadomości, myśląc że rodzony ojciec cię nienawidzi, cierpieć krzywdy... To gdzie był wtedy i gdzie jest teraz ten prawdziwy ojciec? Czemu się mną nie interesował? A mama... Zdradziła tatę. Nie mógłam tego zrozumieć. To nie mieściło się w mojej głowie. Zmięłam list w dłoni i włożyłam go do kieszeni bluzy. Po chwili znalazłam to, czego szukałam. Udałam się do łazienki- musiałam wziąć prysznic, który oczyści mnie ze wszystkiego. Zdjęłam ubranie i weszłam do kabiny. Odkręciłam kurek i poczułam, jak oblewa mnie fala ciepła. Zamknęłam oczy i starałam się zapomnieć o wszystkich problemach.

Kiedy wyszłam z prysznica, była godzina 22:05. Sprawdziłam, czy wszystko mam i nastawiłam budzik na czwartą dziesięć. Zmęczona po dzisiejszym dniu, zasnęłam jak dziecko.
Spacerowałam po parku; było ciepło, słońce przygrzewało, a pod stopami szelesciły jesienne liście. Byłam szczęśliwa: wyzwolona od wszystkich zmartwień i problemów, nie musiałam martwić się o jutro. Nagle zobaczyłam nadbiegającego z naprzeciwka chłopaka; nie zdążyłam przyjrzeć się dokładnie jego twarzy, zauważyłam tylko brązowe, rozwichrzone włosy, i poczułam uderzenie w ramię- to brunet przebiegając, natknął się na mnie. Biegł szybko, jakby przed czymś uciekając. Gdy mnie wyminął, obejrzał się za siebie i czas jakby się zatrzymał; spojrzałam w jego miodowe oczy i oniemiałam. Zobaczyłam w nich jakby tęsknotę, smutek, lecz zarazem radość... Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Obejrzałam się znowu za siebie, ale chłopaka już nie było...
Usłyszałam dzwonek budzika. Otworzyłam oczy i podpierając się na rękach, uniosłam tułów. Uhh, co za dziwny sen. I te oczy... Zupełnie jakbyśmy się znali, a przecież nigdy w życiu nie spotkałam chłopaka o takiej twarzy. Aaa, zresztą. Nie miałam czasu nad tym rozmyślać, bo nie miałam go dużo. Wstałam szybko, wyjęłam z szafy czarne rurki, szarą bluzę z kapturem, uczesałam włosy w wysokiego kucyka i zabrałam z krzesła torebkę i walizkę, ruszyłam na palcach po schodach. Słyszałam chrapanie w sypialni- czyli ojciec już wrócił i śpi jak zabity, więc nie mam się czego obawiać. Pewnie będzie tak spał do dziesiątej. Przemyłam twarz, pociągnęłam raz rzęsy tuszem i zabrałam się za śniadanie. Umyłam zęby, po czym założyłam moje nike, kurtkę, chwyciłam uchwyt walizki i przewiesiłam przez ramię torebkę. Upewniłam się jeszcze, czy są w niej pieniądze, po czym otworzyłam drzwi. Obejrzałam się jeszcze za siebie. Żegnaj domie, żegnaj tato, żegnajcie wszystkie wspomnienia... Już się nie zobaczymy. Wychyliłam się na zewnątrz i trochę niepewnie postawiłam stopę za progiem. A więc zaczynam nowy i mam nadzieję, lepszy rozdział w swoim życiu.


__________________________________________
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy czytają tego bloga:)
Inf.: dla nie mogących się doczekać wkroczenia Justina- pojawi się on w 5 rozdziale, więc bądźcie cierpliwi:)

Mam ogromną prośbę: jeśli ktoś robi szablony lub zna takiego kogoś, to proszę o kontakt: he4rtbreak3r@gmail.com
To bardzo ważne, będę bardzo wdzięczna za pomoc:)

2 komentarze:

  1. nie moge sie doczekać podoba mi się jak piszesz kiedy nn??

    OdpowiedzUsuń
  2. dodaje posty w każdą niedzielę, tak jakoś wieczorem:)

    OdpowiedzUsuń